Recenzja filmu "Simona Kossak". Na skróty przez las

Tomasz Zacharczuk
22 listopada 2024, godz. 12:00 
Opinie (23)

Członkowie rodziny traktowali ją jak czarną owcę, mieszkańcy Białowieży nazywali czarownicą, zaś dla dziesiątek odratowanych z leśnej dziczy i przygarniętych zwierząt była ich protektorką, opiekunką i przyjaciółką. I choć w filmie Adriana Panka widzimy wiele twarzy potomkini słynnego malarskiego rodu, to o niej samej akurat dowiadujemy się stosunkowo niewiele. Dlatego w "Simonie Kossak" warto doszukiwać się nie tyle spełnionej biografii, co przystrojonej pięknymi kadrami natury opowieści o intrygującej kobiecie, dla której ekologia i wolność decydowania o swoim losie miały większą wartość od rodzinnej fortuny.



Juliusz, Wojciech, Jerzy. Trzech Kossaków. Trzech malarzy. Trzech mężczyzn, którzy przez wiele lat definiowali sposób, w jaki postrzegana była Simona. Od młodości przy każdym zapoznaniu musiała odbębnić standardową regułkę - "tak, córka Jerzego, wnuczka Wojciecha, prawnuczka Juliusza". Pochodzenie i nazwisko zobowiązywały, więc oczekiwano, że i ona w końcu chwyci za pędzle i sztalugi.

Tyle że Simona bardziej od koni na płótnie wolała te żywe w stajni. W ogóle bardziej od ludzi preferowała zwierzęta. To z nimi najlepiej się dogadywała. Zanim zaczęła się nimi zajmować zawodowo, próbowała jeszcze zostać aktorką i historyczką sztuki, by choć w niewielkim stopniu sprostać wymaganiom otoczenia.



Otoczenia, które nie było dla niej łaskawe. Począwszy od matki, która już od momentu narodzin Simony nie chciała się nią zajmować, gdyż oboje z mężem oczekiwali tylko i wyłącznie syna, potencjalnie czwartego malarza-Kossaka. Skończywszy na cynicznej siostrze, która założyła się z kolegą o skrzynkę wódki, że ten uwiedzie i porzuci Simonę.

Nic więc dziwnego, że to toksyczne otoczenie młoda Kossakówna w końcu postanowiła porzucić. I to definitywnie. Krakowską bohemę zamieniła na opuszczoną leśniczówkę w Puszczy Białowieskiej. Została w niej do śmierci, podporządkowując życie ochronie lasów i zwierząt oraz promując ekologiczne idee i funkcjonowanie w zgodzie z naturą i w pełnym jej poszanowaniu.

Simona (Sandra Drzymalska) miała kontynuować artystyczne tradycje swojego rodu. Zamiast tego wybrała jednak karierę naukową i życie w środku Puszczy Białowieskiej. Simona (Sandra Drzymalska) miała kontynuować artystyczne tradycje swojego rodu. Zamiast tego wybrała jednak karierę naukową i życie w środku Puszczy Białowieskiej.

Biografia co najwyżej poprawna...



Fascynujący życiorys Simony Kossak to z jednej strony dla scenarzysty prawdziwy samograj, a z drugiej jednak spore wyzwanie wymagające odpowiedniej selekcji faktów i poskładania ich w spójną i angażującą opowieść. Adrian Panek, który nie tylko film nakręcił, ale również go napisał, poradził sobie z tym zadaniem co najwyżej poprawnie.

Zekranizowanie całej historii Simony równoznaczne byłoby z wydłużeniem produkcji do trzech albo i więcej godzin, ale ten dość zawężony wycinek, który wybrał sobie Panek, nie do końca pozwala nam tę bohaterkę poznać. Zrozumieć jej motywację, pasję oraz desperacką wręcz potrzebę wolności i niezależności - owszem. Lecz o samej Simonie dowiadujemy się raczej niewiele.

Zwłaszcza że Panek nieustannie swoją bohaterkę z kimś konfrontuje. A to z przełożonym-manipulantem (Borys Szyc), a to z oschłą i apodyktyczną matką (Agata Kulesza), a to z wyrodną siostrą (Marianna Zydek). Nawet w związku Simony (Sandra Drzymalska) z Leszkiem (Jakub Gierszał) tytułowa bohaterka nie ma dla siebie zbyt wiele przestrzeni. Takie zestawianie ze sobą postaci na podstawie oczywistych kontrastów, trochę w systemie zero-jedynkowym, oczywiście znacząco upłynnia i uplastycznia opowieść, ale sprawia zarazem, że głębia postaci gdzieś twórcom filmu i samym widzom umyka.



Mamy do czynienia z biografią nie tylko uproszczoną, ale w pewnym stopniu też wybrakowaną. Oglądając film Panka można odnieść wrażenie, że jest to historia młodej dziewczyny, która w środku puszczy urządza sobie surwiwal, próbując odseparować się w ten sposób od toksycznej rodziny. A inspiracją głównej bohaterki jest przecież biolożka i ekolożka, której prace i odkrycia znacząco wpłynęły na polską naukę. Tego aspektu w filmowej "Simonie" trudno się doszukać. On gdzieś tam jest, ale został schowany za całą masą wątków, które posłużyły twórcom produkcji do stworzenia nie tyle kina biograficznego, co rozrywkowego.

I choć Adrian Panek nie do końca poradził sobie z zaadaptowaniem życiorysu Simony Kossak na potrzeby kina fabularnego, to jego film ogląda się bez większych zgrzytów i niekiedy z dużą przyjemnością. To produkcja stworzona pod szeroką widownię, która na pewno będzie chciała powtórzyć nie tylko schematy, ale i sukces "Sztuki kochania". I choć Adrian Panek nie do końca poradził sobie z zaadaptowaniem życiorysu Simony Kossak na potrzeby kina fabularnego, to jego film ogląda się bez większych zgrzytów i niekiedy z dużą przyjemnością. To produkcja stworzona pod szeroką widownię, która na pewno będzie chciała powtórzyć nie tylko schematy, ale i sukces "Sztuki kochania".

... ale kino rozrywkowe już całkiem niezłe



Najnowszy projekt Adriana Panka, przynajmniej w teorii, ma bowiem podobać się wszystkim. I niewykluczone, że "Simona Kossak" taką przychylność ze strony szerokiej widowni zdobędzie. Są ku temu zresztą całkiem zasadne przesłanki.

Właściwie od początku seansu mamy niezłe tempo opowieści, jednowymiarowych co prawda, ale wyrazistych bohaterów, pięknie skadrowaną przyrodę, sporo humoru z odpowiednią domieszką dramaturgii. Simona walczy z biurokracją, wdaje się w burzliwy romans i cały czas próbuje naprostować relacje z matką. I jest to paliwo, na którym film bez większych perturbacji dojeżdża do mety, a widzowie po drodze nie muszą spoglądać na zegarek.

Tym bardziej że spoglądać jest akurat na co. "Simona Kossak" to film nakręcony ze starannością - zarówno dotyczącą odwzorowania na ekranie realiów PRL-u, jak i uchwycenia w kamerze przyrody i zwierząt.

Szkoda, że w opowieści Panka nie znalazło się miejsce dla całego zwierzyńca Simony, która wspólnie ze swoim partnerem przygarniała porzucone albo ranne dziki, sarny i ptactwo. Brakuje w filmie Panka choćby nieodłączonej rysicy Agaty czy pary łosi nazwanych Pepsi i Kola, natomiast kruk Korasek, który miał w zwyczaju okradanie mieszkańców Białowieży (bardzo często do leśniczówki Simony przynosił przeróżne kosztowności, a nawet portfele), pojawia się na ekranie przez ledwie kilka sekund.



Niewiele za to filmowej "Simonie" można zarzucić pod względem aktorskim. Sandra Drzymalska to trafiony castingowy wybór. Pochodzącej z Wejherowa aktorce bez większych problemów udało się na ekranie oddać pewną nieporadność, ale i zawadiacką postawę tytułowej bohaterki. Na pewno pomogła w tym wrodzona naturalność i swoboda Drzymalskiej, która już w kolejnej produkcji nie gra, a po prostu staje się swoją postacią. Do tego tworzy sympatyczną parę z niezłym Jakubem Gierszałem i uroczo "siłuje się" z nieustępliwym Borysem Szycem. Warto docenić na dalszym planie świetną kreację Agaty Kuleszy i nie mniej znakomitą, choć raczej epizodyczną, rolę gdańszczanki Marianny Zydek.

Zaletą "Simony Kossak" na pewno jest bardzo dobra rola Sandry Drzymalskiej. Do tego mamy sporo pięknych zdjęć przyrody. Zaletą "Simony Kossak" na pewno jest bardzo dobra rola Sandry Drzymalskiej. Do tego mamy sporo pięknych zdjęć przyrody.

Sztuka kochania w lesie



Jeśli miałbym film Adriana Panka określić jednym epitetem, byłoby nim słowo "sympatyczny". To w pewnym stopniu inspirująca (choć nie aż tak, jak można było na to liczyć), pokrzepiająca, wywołująca pozytywne wibracje opowieść o poszukiwaniu własnej ścieżki - i to niekoniecznie tej pośrodku Puszczy Białowieskiej.

Sympatyczne kino rozrywkowe, na pewno mniej sympatyczna biografia Simony. Można było te proporcje wyrównać, ale najwidoczniej twórcy filmu za wszelką cenę chcieli powtórzyć sukces "Sztuki kochania" i nieco zbyt mocno pragnęli powielić schematy tamtej produkcji. Wyszła z tego trochę "Sztuka kochania w lesie", a więc w pewnym stopniu film z odtworzenia, choć oczywiście z zupełnie inną protagonistką.

Nawet jeśli Adrianowi Pankowi i jego ekipie nie do końca udało się przedstawić Simony szerokiej publiczności, to na pewno tą produkcją zwrócili na nią uwagę. Całe szczęście, że kilka lat temu Natalia Koryncka-Gruz nakręciła świetny i rzetelny dokument o słynnej ekolożce, więc po seansie fabularnej "Simony" nie trzeba szperać w Wikipedii. Tutaj materiału i chęci wystarczyło na solidne kino rozrywkowe. I nie jest to bynajmniej zarzut. W ekosystemie, również tym filmowym, równowaga musi być.

6/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

7.9
23 oceny

Simona Kossak (6 opinii)

(6 opinii)
biograficzny, dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (23)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Halowe zawody ogólnopolskie dzieci i młodzieży ZO DiM

zawody / wyścigi

Targi dla Zwierzaków

targi, imprezy i akcje charytatywne

Najczęściej czytane