To historia ku przestrodze. Gdyby nie sprawna akcja ratunkowa, zapewne skończyłoby się tragedią. Tym razem skończyło się jednak na stresie dla psa, który spuszczony ze smyczy wpadł do rury z wodą i nie mógł się wydostać. Oraz na pouczeniu jego nieodpowiedzialnego właściciela, który był przekonany, że stracił zwierzę.
czasami, ale raczej rzadko
30%
Piski i szczekanie dochodzące z gęsto rosnących krzaków zaniepokoiły mieszkańców jednego z budynków w Jelitkowie. Okazało się, że dźwięki wydobywa z siebie pies, który wpadł do rury z wodą wkopanej w ziemię. Zwierzę nie mogło się z niej wydostać.
Do zdarzenia doszło w ostatnią sobotę. Kilka minut po godz. 11 na numer alarmowy
Straży Miejskiej 986 zadzwonił mężczyzna i powiedział, że od kilku godzin z gęstych krzaków przy
ul. Piastowskiej słychać pisk i szczekanie psa.
Na miejsce pojechał patrol. Czekali tam już okoliczni mieszkańcy, którzy mundurowym wskazali dokładne miejsce.
Pies stał na tylnych łapach, by nie utonąć
- Teren był mocno zarośnięty i funkcjonariuszki z trudem się w nim poruszały. Mimo to przedzierały się przez gęsto zarośnięte jeżyny i inne krzaki, by po kilku minutach dotrzeć do źródła pisków i szczekania. Jednak takiego widoku się nie spodziewały. W ziemi wkopana była rura do połowy głębokości wypełniona wodą, a w niej uwięziony pies. Czworonóg był za mały, by samodzielnie się z niej wydostać. Dodatkowo przez cały czas musiał stać na tylnych łapach, aby nie utonąć - opowiada Robert Kacprzak z SM w Gdańsku.
Funkcjonariuszki natychmiast wyciągnęły wycieńczonego i brudnego psa z pułapki. Okoliczni mieszkańcy przynieśli strażniczkom wodę i ręczniki, by te mogły go obmyć. Udało się też ustalić właściciela zwierzęcia, który dzień wcześniej na jednym z portali internetowych umieścił ogłoszenie o zaginięciu swojego pupila. Funkcjonariuszki nie chciały narażać psa na kolejny stres związany z umieszczeniem go w schronisku i wezwały mężczyznę na miejsce.
Ten pojawił się po kilku minutach.
Puścił psa ze smyczy, wtedy doszło do wypadku
- Mundurowym tłumaczył, że czasem, gdy nie ma ludzi w pobliżu, to zdarza mu się puścić psa luzem, aby ten się wybiegał. W sobotę jednak stracił na chwilę swojego pupila z oczu, a ten już do niego nie wrócił. Nie udało mu się też go odnaleźć - wskazuje Kacprzak.
Mężczyzna podziękował strażniczkom za uratowanie psa i został pouczony, by w przyszłości był bardziej czujny podczas spacerów ze swoim pupilem. Mundurowe poinformowały też zarządcę terenu o konieczności zabezpieczenia miejsca, do którego wpadł pies, by niebezpieczna sytuacja się nie powtórzyła.